poniedziałek, 6 lipca 2009

Me llaman el desaparecido...


Ostatnie dni upłynęły pod znakiem Koi’a.

Knajpa o tyle dobra, że pełna modelek tych ‘si’ i tych pseudo… ale te ‘si’ dostają free tickety na różne przysmaki…:)

Ciesząc się polskim towarzystwem, bawiliśmy się w robienie głupich i mniej głupich min do aparatu, jak na model(k)i przystało. Nie będę się rozpisywać na temat tych imprez, dodam tylko, że Polacy nie lubią pozostawać niezauważeni ;p











Nie obyło się bez niespodzianek. Deja Vu? Nie, to tylko Miszel A. Nie spotkam go w tym roku we Włoszech, to w Bangkoku. WHY NOT?! Oczywiście podążał za nim z kamerą jego wierny giermek Eddie. Niektórzy pamiętają zapewne historię sardyńskiej schadzki na schodach ( Leo, remember, hide from Eddie!!:D)



A to Lady Boy vel.cat eye. Dość, że mi się do kumpeli zalecał(a?), to z jakim typem osobowości mamy do czynienia zorientowałam się – cholera – stanowczo nie w porę:D


JESTEM TU JUŻ 2 TYGONIE!! ;o

Czuje, że tu mieszkam. Tak jakby miało tak zostać…to chyba dobrze..

Aha. Na koniec jeszcze jeden ‘news’, o którym wcześniej zapomniałam…

Jedna z naszych bookerek nazywa się... Ping-Pong!

Bez kitu! :D

Jak to skomentowała Sveta:

„…and it’s a big joke” ;]



piątek, 3 lipca 2009

Lumphiniiii



Przepięknie, magicznie i tropikalnie.

I nie jest to reklama hotelu na zadanie z marketingu ;)

Radości końca nie widać. Radości związanej z możliwością używania rodzimego naszego języka i..zdanych matur. Właśnie, zdanych! UFFF.
Skończyło się to randez-vous z Johnnym Walkerem i..

no właśnie...

..czy tak wygląda życie po maturze?!

Photostory cz. I


























cz. II, czyli ex-maturzystka na placu zabaw.




















Do pracy, rodacy...
:P

Polish in Bkk. finally

27.06.09

Melduję, iż polska mafia pochłonęła mnie bez reszty.

W Bangkoku - z lotu ptaka wyglądającym jak wielki przeludniony talerz - spotkało się siedmioro Polaków, 7 wspaniałych. :D Przynajmniej siedmioro... :)

I czy to nie piękne, czy to nie romantyczne?!



Wszystko stanęło do góry nogami, Lat Phrao wyczuwa zagrożenie.
To takie podsumowanie tygodnia bieżącego.

I chlupp do basenu!!

( z fuc*in' zegarkiem 'armaniego' na ręce, upssss:D)


Taksówkarz i stewardessa. Why not?!

24.06.09

Kolejne dni spędzone wśród małych, żółtych ludzików o permanentnym uśmiechu na twarzy.
Żyjemy bez internetu! Co sprzyja piwnym posiedzeniom do późnych godzin nocnych i opowiadaniu o sprawach 'względnie' prywatnych. Nevermind.
In english to jednak nie to samo..ale spikam 24/h - wyspikam się tu na fuc*in angielską śmierć. Amerykańską w sumie.
Niemniej z Serbką i Ukrainkami w taxi porozumiewamy się świetnie. ('Bracle, siedimy w je**nej taxi:|' heee.) Yep. 4h.
Jeden z członków tajskiego gangu taksówkarzy stwierdził, że muszę być air hostess, bo...'w specyficzny sposób włożylam nogi do jego taksówki'?! :D
Why not.

A propos nadopiekuńczości tajskiej i prowadzania turystów za rączkę do domu - tak oto wyglądało pożegnanie po jednej z takich akcji:

- 'But...actually.. what's your name, my friend?'
- 'Geeeiii'
- 'What?! Giii?
- 'No. Geeiii'
- 'Geiiii?!'
- 'Nope. Geeeiii'
- 'Yy. ok. Just.. Thank you, my friend.'

:D



Aaaa... i relacja z pokazu:





introduction

23.06.09

No 'hard'. Am.


Mowa o tutejszym żarciu. Zawsze myślałam, że lubię ostre.. :D

Towarzystwo przednie, ludzie z agencji trochę nadęci, a zwyczaje tajskie wręcz zadziwiające.
Chodzimy po domu, biurach i instytucjach boso niczym Wojciech C. .. słuchamy niereformowalnej angielszczyzny tajów (what the fuck?!;D).. Przynajmniej wiem, że mieszkam na Lat Phrao... soi si sip są (?!) Czemu nie... i tajowie z uśmiechem na twarzy mnie tam gotowi za rączkę zaprowadzać:) Tajki przepraszam, tajowie woleliby żebym tę drogę zgubiła jednak.

Powoli odkrywam czarne zakamarki Bkk. Nie trudno o to na Lat Phrao, gdzie 1/3 ludności z tego, co widzę mieszka w szałasach nad kanałem.. :| Niesposób też nie wspomnieć o łysych azjatyckich psach z bąblami na skórze, leżących w budkach telefonicznych..już chyba lepszy ich los kiedy kończą na rożnie. (to piszę JA.)


PS. Marzą mi się tutejsze plaże...ah ten rygor, trzeba będzie się przyczaić.

Zbliża się okres polskiej mafii w Bangkoku. Czekam z niecierpliwością.

:)



(Lat Phrao Soi Si Sip Są - obiekt zamieszkiwany:))

Tysiące twarzy, setki miraży...

22.06.09

Lot jak lot. Prawdę mówiąc - całkiem 'kijowy' ;) Co pocieszające... linie Aerosvit, słynące z brzydkich i niemiłych stewardess, mają (tak dla kontrastu) całkiem fajnych stewardów...

I nawet perspektywa upadku z 37 000 stóp staje się bardziej znośna myśląc o takiej asekuracji :D. tfu tfu tfu.

Ja jak zwykle o jednym, ale proszę mnie zrozumieć... siedziałam obok świeżo upieczonych testerów obrączek (Polaków, caaałkiem sympatycznych:)). Swoją drogą ja na miesiąc miodowy chcę do Malezji albo Kambodży... na przekór tym leniom wylegiwującym się w Tunezji ;p



Choć jesteś nikim, takim pozostań.
Szare sekrety dla mnie pozostaw..